Page:PL A Daudet Mały.djvu/154

This page has not been proofread.

mach zastałem służbą szorującą podwórze i czyszczącą dzwonki u drzwi. Gdy powiedziałem tym pachołkom, że przychodzę od proboszcza z St. Nizier i że chcę się widzieć z ich panem, śmieli mi się w nos i wylewali mi całe wiadra wody pod nogi... Cóż chcesz, sam sobie byłem winien potrosze. O takiej porze ludzie przyjmują tylko pedikiurzystów. Zapamiętałem to sobie raz na zawsze.
 Znając cię, ręczę, że na mojem miejscu nie odważyłbyś się za nic w świecie powrócić tam po raz drugi i narażać się na drwiące spojrzenia sługusów, a ja, widzisz, wróciłem śmiało tego samego dnia po południu i tak, jak zrana, prosiłem lokajów o zaanonsowanie mnie z nadmienieniem, że przychodzę od księdza proboszcza z St. Nizier. I zostałem za swoją śmiałość wynagrodzony. Obaj panowie przyjmowali tego dnia i sprowadzono mnie do nich natychmiast. Napotkałem dwóch ludzi i dwa zgoła różne sposoby obejścia. Hrabia z ulicy Lille przyjął mnie bardzo zimno. Jego długa, poważna, nieledwie namaszczona twarz onieśmielała mnie, nie wiedziałem, jak się mam odezwać. Z trudem wyksztusiłem parę słów. On też prawie nic nie mówił. Przeczytał list proboszcza z St. Nizier, włożył go do kieszeni, poprosił, żebym mu zostawił adres i pożegnał mnie lodowatem skinieniem głowy, mówiąc: — „Zajmę się panem; zgłaszać się sam pan nie potrzebuje; gdy coś znajdę — dam znać“.
 Djabeł — nie człowiek! Wyszedłem od niego zmrożony do szpiku kości. Na szczęście przyjęcie, jakiego doznałem na ulicy St. Guillaume, było takie, że mogło napełnić otuchą każdego. Książę był słodziutki, weso-