Page:PL A Daudet Mały.djvu/159

This page has not been proofread.

 — O, doskonale, panie markizie — odpowiedziałem z trudem wstrzymując się od śmiechu.
 Bo czyż nie komiczne jest to zawzięcie się losu na mnie, że mam całe życie pisywać po dyktando?...
 — Więc siadajże pan tutaj — ciągnął markiz. — Tu jest pióro i atrament. Odrazu zabierzemy się do pracy. Zatrzymałem się na rozdziale XXIV. Moje zatargi z panem de Villèle. Niech pan pisze...
 I zaczyna mi dyktować skacząc po całym pokoju cieniutkim, jak piewik, głosikiem.
 W taki to sposób, Danku, dostałem się do tego oryginała, który w głębi jest bardzo dobrym człowiekiem. Jak dotąd, jesteśmy zupełnie zadowoleni z siebie. Wczoraj wieczorem markiz, dowiedziawszy się, że masz przyjechać, chciał koniecznie, abym wziął tę butelkę starego wina dla ciebie; codzień do obiadu podają nam taką butelkę, możesz z tego nabrać wyobrażenia, jaki mam tam stół. Rano naturalnie przynoszę, śniadanie ze sobą. Uśmiałbyś się, gdybyś widział, jak jem tę okroszynę włoskiego sera na talerzu ze starej porcelany i obrusie z herbemi. Markiz wymaga ode mnie tych śniadań nie przez skąpstwo bynajmniej, a tylko dlatego, aby stary kucharz Pilois nie trudził się przyrządzaniem jedzenia dla mnie samego.

 — Nie mogę powiedzieć, aby tryb życia, który prowadzę, był mi przykry. Pamiętniki markiza są bardzo pouczające. Dowiaduję się o panu Decrazes i o panu de Villèle[1] różnych szczegółów, któremi

  1. Obaj wybitni mężowie stanu za panowania Ludwika XVIII i Restauracji.