kwiatek!“ — i dał mi go. Schowałem ten kwiatek na pamiątkę. Czułem się bardzo nieszczęśliwy.
Wszakże wśród wszystkich smutków uśmiechałem się do dwóch myśli: po pierwsze, że pojadę „okrętem“, po drugie, że pozwolono mi zabrać ze sobą papugę. Pocieszałem się, że Robinson opuszczał swoją wyspę mniej więcej w takich samych warunkach — i to dodawało mi odwagi.
Wkońcu nadszedł dzień odjazdu. Pan Eyssette bawił w Lionie już od tygodnia; poprzedził nas wraz z transportem większych mebli. Miałem więc jechać w towarzystwie Kubusia, matki i starej Anny. Brat ksiądz nie jechał z nami, odprowadził nas tylko wraz ze stróżem Colombe do dyliżansu. Stróż kroczył naprzedzie, popychając olbrzymie taczki, naładowane kuframi. Za nim szedł ksiądz, prowadząc pod rękę panią Eyssette. Biedny mój braciszek, którego nie miałem już nigdy więcej zobaczyć! Dalej postępowała stara Anna z wielkim niebieskim parasolem u boku, trzymając za rękę Kubusia, który był bardzo rad, że jedzie do Lionu, ale mimo to, nie przestawał zalewać się łzami... Wreszcie, na końcu oddziału maszerował Daniel Eyssette, dźwigając uroczyście klatkę z papugą i oglądając się co krok za swoją umiłowaną fabryką.
W miarę, jak się karawana oddalała, granat wspinał się, jak tylko mógł, ponad mur ogrodu, aby móc raz jeszcze rzucić na nią okiem. Platany chwiały gałęźmi na pożegnanie. Daniel Eyssette, bardzo wzruszony, posyłał im wszystkim pocałunki od ust, ukradkiem, koniuszczkami palców.
Opuściłem swoją wyspę 30 września 18... r.
Page:PL A Daudet Mały.djvu/17
This page has not been proofread.