— Czy nie miałbyś ochoty, Dańku, pójść ze mną? Pierrotte byłby ci na pewno rad.
— Ależ, żartujesz chyba, mój drogi!
— Tak, salon państwa Pierotte nie jest odpowiedni d!a poety, wiem o tem sam. Same mamuty...
— O wcale nie dlatego, mój Kubusiu, tylko ze względu na moją toaletę.
— A prawda, na myśl mi to nie przyszło.
I wyszedł, zdaje się bardzo zadowolony, że może mnie nie zabierać ze sobą.
Ledwo jednak zbiegł nadół, wraca zadyszany.
— Danku, a gdybyś miał parę butów i możliwy żakiet, czy byłbyś się wybrał ze mną?
— A czemużby nie?
— Więc chodź, kupię ci wszystko, co potrzeba i pójdziemy tam.
Spoglądam na niego, zdziwiony:
— Koniec miesiąca, ja mam pieniądze! — dodaje Kubuś, żeby mnie przekonać.
Byłem tak uszczęśliwiony perspektywą nowego ubrania, że nie zauważyłem nawet wzruszenia Kubusia ani szczególnego tonu, jakim do mnie mówił. Przypomniało mi się to dopiero później. Rzuciłem mu się tylko na szyją i wyruszyliśmy do państwa Pierrotte, a po drodze przebrano mnie od stóp do głowy w Palais Royal.
Gdyby Pierrotte’owi w dwudziestym roku życia ktokolwiek był przepowiedział, że w przyszłości zo-