Page:PL A Daudet Mały.djvu/20

This page has not been proofread.

 — A, mój Boże! — zawołałem, próbując uwolnić rękę z uścisku ojca, ale on, myśląc, że się pośliznąłem, ścisnął mnie mocniej jeszcze.
 QGłos ozwał się znowu, jeszcze żałośniejszy i przenikliwszy: — „Robinsonie, mój biedny Robinsonie!“ — Zrobiłem znowu wysiłek, by uwolnić rękę: — „Moja papuga“! — wołałem — „moja papuga!“
 — Cóż to?! ona gada? — odezwał się Kubuś. Ma się rozumieć, i jak jeszcze! — słychać ją było na milę dokoła. W popłochu zapomniałem o niej, zostawiłem ją na końcu statku przy kotwicy i stamtąd przyzywała mnie, krzycząc z całych sił: — „Robinsonie, mój biedny Robinsonie!“
 Na nieszczęście — byliśmy już daleko. Kapitan wołał: — „Prędzej, prędzej!“
 — Przyjdziemy po nią jutro — powiedział pan Eyssette — na statku nic nie ginie. — I z temi słowy uprowadził mnie, mimo moich łez. Niestety — posłano po nią nazajutrz, ale już jej nie znaleziono... Możecie sobie wyobrazić moją rozpacz — niema Piętaszka! niema papugi! Niesposób bawić się w Robinsona! Jakim cudem, zresztą, można sobie było, nawet przy najlepszych chęciach, stworzyć bezludną wyspę na czwartem piętrze brudnej i wilgotnej kamienicy przy ulicy Lanterne?
 Wstrętne domisko! — nie zapomnę go nigdy w życiu: schody lepiły się od brudu, podwórko, jak studnia; szewc, a zarazem stróż miał swój warsztat tuż przy wodociągu. Ohydnie tam było. Wieczorem, natychmiast po przyjeździe, stara Anna, wprowadzając się do kuchni, wydała okrzyk przerażenia: