Page:PL A Daudet Mały.djvu/215

This page has not been proofread.

śmiejąc się dobrodusznie — pan wcale nas już znać nie chce...
 Próbowałem się zasłonić mojemi pracami literackiemi..
 — To to, znam ja tę waszą dzielnicę Łacińską... — żartował rubaszny Seweńczyk i zaczął się jeszcze głośniej śmiać, patrząc na damę wielkich zalet, która chrząknęła na to porozumiewawczo hm! hm! i trącała mnie nogą pod stołem. Dla tych poczciwców dzielnica Łacińska znaczyła tyle, co orgje, muzyka, maskarady, petardy, brzęk kielichów, szalona noce i tak dalej... Byliby się pewnie zdziwili, gdybym im odmalował moje pustelnicze życie w dzwonnicy St. Germain. Ale młodzi ludzie zazwyczaj nie mają nic przeciwko temu, gdy ich uważają za nicponiów. Wobec tych zarzutów stroiłem tylko skromne minki i broniłem się słabo;
 — Ależ bynajmniej... zapewniam pana... Wcale nie to, co pan przypuszcza...
 Dobrzeby się uśmiał Kubuś, gdyby mnie w tej chwili zobaczył.
 Kończyliśmy właśnie kawę, gdy z podwórza doleciały nas dźwięki fletu. To Pierrotte’a wzywano do sklepu. Zaledwie znikł za drzwiami, gdy dama wielkich zalet wyniosła się do kredensu na partyjkę sześćdziesiąt sześć z kucharką. Mówiąc między nami, zdaje się, że największą zaletą owej damy była wprawa z jaką grała w karty.
 Widząc, że pozostawiono mnie sam na sam z ponsową różyczką, powiedziałem sobie: — „Teraz