Ukończyłem wreszcie ten osławiony poemat. Udało mi się go stworzyć po czterech miesiącach pracy i przypominam sobie, że gdy doszedłem do ostatniego wiersza, nie mogłem już wcale pisać, tak mi drżały ręce z podniecenia, dumy i zapału.
W dzwonnicy St. Germain było to wydarzenie nielada. Kubuś przy tej sposobności wrócił do swoich garnuszków z klejem. Oprawił mi ślicznie zeszyt i własnoręcznie przepisał mój poemat. Przy każdym wierszu wydawał okrzyki zachwytu, tupał z radości... Ja nie żywiłem takiej wiary w swoje dzieło. Kubuś kochał mnie za bardzo — nie mogłem więc całkowicie polegać na jego zdaniu. Pragnąłem odczytać mój poemat komuś, kto byłby bardziej bezstronny i miałby sąd wytrawniejszy. Ale, niestety, nie znałem nikogo takiego.
W kawiarence mogłem był z łatwością zawrzeć znajomości. Odkąd stanęliśmy lepiej materjalnie, jadałem w drugiej sali przy ogólnym stole. Gromadziło się tam ze dwudziestu młodych ludzi, wszystko literaci, malarze, architekci, a właściwie mówiąc, dopiero płonki artystów. Dziś płonki już wyrosły, kilku z pomiędzy tych młodych ludzi okryło się sławą i kiedy widzę ich nazwiska w pismach, serce mi się kraje — mnie, który jestem niczem! Gdy zasiadłem po raz pierwszy przy stole, cała kompanja przyjęła mnie z otwartemi rękami, ale że byłem nieśmiały i nie zabierałem głosu w dyskusjach, zapomniano o mnie
Page:PL A Daudet Mały.djvu/223
This page has not been proofread.
VIII.
Odczyt w pasażu Saumon