Page:PL A Daudet Mały.djvu/225

This page has not been proofread.

ale nikt mi tego nie proponował i dlatego bytem taki nieubłagany. Zresztą, był Jeszcze ktoś inny, kto tak samo, jak ja, zapatrywał się na poezję indyjską. Mój sąsiad z lewej strony również jej nie hołdował... Dziwna to była postać z tego mojego sąsiada: obdarty, brudny, wyszarzany, z dużem łysem czołem i długą brodą, w której pływały zawsze kawałki makaronu. Był on najstarszy z nas wszystkich i najinteligentniejszy. Jak wszystkie wielkie umysły mówił mało, nie udzielał się. Wszyscy go szanowali. Mówił o nim: — „O, to mocna głowa... to myśliciel“. — Widząc, jak mu się usta wykrzywiały ironicznie, gdy słuchał wierszy wielkiego Baghavaty, wyrobiłem sobie o nim bardzo wysoką opinję — myślałem: ...Ten człowiek zna się na literaturze... Gdybym mu tak przeczytał mój poemat?...
 Pewnego razu, gdy wszyscy wstawali od stołu, kazałem podać butelkę wódki i poprosiłem myśliciela, by zechciał ją ze mną opróżnić. Zgodził się naturalnie — byłem świadomy jego nałogu. Przy kieliszku naprowadziłem rozmowę na wielkiego Baghawatę i zacząłem przedewszystkiem od tego, że zganiłem lotosy, kondory, słonie i bawoły. Była to śmiałość nielada! Słonie są takie zawzięte!... Ja mówiłem, a myśliciel dolewał sobie tymczasem wódki w milczeniu. Od czasu do czasu uśmiechał się i kiwał potakująco głową, mówiąc: — „Uah, uah“. — Ośmielony tem powodzeniem, przyznałem mu się, że i ja też ułożyłem wielki poemat i że pragnąłbym mu go odczytać. — „Uah, uah“ — mruknął znowu myśliciel, niewzruszony. Widząc, że mój towarzysz jest w tek dobrem usposobieniu, powie-