działem sobie: — „Teraz albo nigdy“ — i wyciągnąłem poemat z kieszeni. Myśliciel wciąż z tym samym spokojem nalał sobie piąty kieliszek i przyglądał się jak rozkładam rękopis, ale w najważniejszym momencie położył swoją dłoń starego pijaka na moim rękawie:
— Jedno słowo, młodzieńcze, zanim zaczniemy... Jakie jest pańskie kryterjum?
Spojrzałem na niego niespokojnie.
— Pańskie kryterjum!... — powtórzył straszny myśliciel, podnosząc głos... — Jakie jest pańskie kryterjum?
Niestety! moje kryterjum!... ja go wcale nie posiadałem, nawet na myśl mi nie przychodziło, że należy je posiadać, co zresztą, łatwo odgadnąć było można po zdziwieniu, malującem się w moich oczach, po mojem zarumienieniu i kontuzji.
Myśliciel zerwał się, oburzony:
— Jakto, nieszczęsny młodzieńcze, nie posiadasz własnego kryterjum! W takim razie nie ma pan poco czytać mi swojego poematu... już zgóry powiedzieć mogę, co jest wart.
Mówiąc to, nalał sobie raz po razu dwa czy trzy kieliszki wódki, które pozostały jeszcze na dnie butelki, porwał kapelusz i wyszedł, tocząc rozbestwionemi oczami.
Gdy opowiedziałem wieczorem moją przygodę Kubusiowi, wpadł w wielki gniew.
— Twój myśliciel jest idjota — zakrzyknął. — Co tu ma do rzeczy kryterjum? czy mają go słowiki? Kryterjum! Co to jest takiego?... Gdzie to się wyra-
Page:PL A Daudet Mały.djvu/226
This page has not been proofread.