Page:PL A Daudet Mały.djvu/23

This page has not been proofread.

 — Jeśli Kuba pójdzie po wodę, dzban będzie zbity, zaręczam.
 — Słyszysz, Kubusiu — odzywa się matka swoim spokojnym głosem — uważaj, nie zbij dzbanka.
 Pan Eyssette znowu zabiera głos:
 — Możesz mu mówić, ile chcesz, żeby nie zbił, zbije i tak, na pewno.
 Słychać żałosny głos Kubusia:
 — Ale właściwie dlaczego ja mam go koniecznie stłuc?
 — Ja wcale nie mówię, że masz go stłuc, tylko że go stłuczesz — odpowiada pan Eyssette tonem, nie dopuszczającym repliki.
 Kubuś nic już na to nie odpowiada, chwyta dzban drżącą ręką i wychodzi pośpiesznie z taką miną, jakby mówił:
 — A, ja go stłukę? dobrze, zobaczymy!
 Mija pięć, potem dziesięć minut. Kubuś nie wraca. Pani Eyssette zaczyna się niepokoić.
 — Żebyż mu się choć co złego nie stało!
 — Cóż chcesz, żeby mu się stało — odburkuje pan Eyssette. — Stłukł dzban i boi się pokazać.
 Ale, mówiąc tak, wstaje i uchyla drzwi, chcąc się przekonać, czy rzeczywiście nic się nie stało, bo pomimo swojej szorstkości, był to jak najlepszy człowiek. Nie potrzebował trudzić się daleko. W sieni pode drzwiami stoi Kubuś, bez dzbanka, milczący, skamieniały. Ujrzawszy pana Eyssette, blednie i mówi słabym, zrozpaczonym głosem: — „Zbiłem dzban! Zbiłem go!...