Page:PL A Daudet Mały.djvu/246

This page has not been proofread.

 Był prawdopodobnie bardzo zdziwiony, że się tak ściągam z przyjęciem jego propozycji, miał wszakże tyle taktu, że nie dał tego poznać po sobie.
 — Dobrze więc, za miesiąc...
 I więcej nie było o tem mowy. Nic to, cios już był zadany. Przez cały wieczór pogrzebowe, fatalne: — „Bodziesz sprzedawał porcelanę!..“ — brzmiało mi w uszach. Słyszałem je w chrupaniu ptasiej głowy, która nadeszła z panią Lalouette i usadowiła się u końca fortepianu, słyszałem je w ruladach flecisty i w Reveries de Rosellen, których panna Pierrotte nie omieszkała nam odegrać, czytałem ten wyrok we wszystkich poruszeniach tych mieszczańskich marjonetek, w kroju ich ubrania, w rysunku tapety, w alegorycznem malowidle na zegarze — Venus, zrywająca różę, z której ulatuje sczerniały amorek — w kształtach mebli, w najmniejszym szczególe tego okropnego żółtego saloniku, w którym co wieczór ci sami ludzie mówili wciąż jedno i to samo, gdzie ten sam fortepian wygrywał co wieczór te same Reveries i gdzie wszystkie wieczory były wzajem tak do siebie podobne, jak melodje pozytywki. Żółty saloniki... pozytywką!... O gdzieście się skryły, piękne „czarne oczy”?!...
 Gdy po powrocie z nudnego wieczoru powiedziałem Kubusiowi, jaką Pierrotte zrobił mi propozycję, był nią bardziej ode mnie oburzony.
 — Daniel Eyssette, handlujący porcelaną!... To mi się podoba, chciałbym to zobaczyć! — mówił kochany chłopak, czerwony od gniewu. — To zupełnie tak, jakgdyby proponowano Lamartine’owi sprzedawanie zapałek albo Saint-Boeuve’owi uliczną sprzedaż szczo-