Page:PL A Daudet Mały.djvu/264

This page has not been proofread.

Wielmożny Pan Jakób Eyssette w Pizie

Niedziela, godzina 10-a

 „Kubusiu, ja nie przestawałem cię okłamywać... Od dwóch miesięcy wciąż pisałem nieprawdę. Pisałem, że pracuję, a od dwóch miesięcy atram ent zasechł w moim kałamarzu; pisałem, że książka rozchodzi się szybko, a od dwóch miesięcy nie sprzedano ani jednego egzemplarza; pisałem, że nie widuje Irmy Borel, a od dwóch miesięcy my się nie rozstajemy. A „czarne oczy”... O, Kubusiu, Kubusiu! czemu ja ciebie nie słuchałem, czemu poszedłem do tej kobiety?!
 Miałeś słuszność, to tylko awanturnica i nic więcej. Z początku myślałem, że jest inteligentna — nieprawda!... powtarza tylko to, co słyszała od innych. Niema ani mózgu, ani serca. Jest przewrotna, cyniczna, zła. Widziałem, jak w napadzie wściekłości biła swoją murzynkę szpicrutą, rzucała ją na ziemię i kopała. Mocna głowa, co to ani w Boga, ani w djabła nie wierzy, a ślepo uznaje przepowiednie wróżek i inne zabobony. Co do jej talentu scenicznego, to jestem przekonany, że choć bierze lekcje od garbatego jakiegoś potwora i całe dni trzyma elastyczną kulę w ustach, nie dostanie się do żadnego teatru. Jest zato wyrafinowaną komedjantką w życiu codziennem.
 Jakim sposobem, ja, dla którego ma znaczenie jedynie dobroć i prostota, mogłem wpaść w szpony tej kreatury, tego zupełnie nie mogę zrozumieć. Ale przysięgam ci, Kubusiu, że od dziś dnia wszystko między nami skończone, skończone raz na zawsze...
 Gdybyś wiedział, jaki ja byłem podły i co ona