Page:PL A Daudet Mały.djvu/279

This page has not been proofread.

A przytem wciąż jestem narażony na spotkania z nią... Możesz być jednak pewien, ze jeśliby kiedykolwiek jeszcze przyszła... Ale nie przyjdzie... Już zapomniała o mnie... Ma swoich artystów na pociechą...
 Co słyszą?! O Boże! Kubusiu, braciszku, to ona!... Mówią ci, że to ona!... Idzie tutaj... poznają jej kroki... Jest już tutaj!... blisko!... Słyszą jej oddech!... Przypatruje mi się przez dziurką od klucza...“
 List ten nie został wysłany.

XII.
Tolokototinian!

 Teraz następują najciemniejsze karty moich dziejów: dni nędzy i hańby, które Daniel Eyssette wiódł u boku tej kobiety, jako aktor teatrzyku na przedmieściu. Rzecz dziwna, ten okres mojego życia, taki niespokojny, burzliwy, pełen przygód, zostawił mi po sobie raczej ciężkie wyrzuty sumienia, wspomnień zaś — bardzo mało.
 Cały ten zakątek mojej pamięci jest dziwnie zamglony, nie widzą nic... nic...
 Ale czekajcie!... Niech tylko zamkną oczy i zanucą parą razy ten melancholijny, dziwaczny refren: Tolokototinian! Tolokototinian! a natychmiast, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej budzą się drzemiące wspomnienia, zamarłe godziny powstają z grobu — i widzą Małego tamtych czasów... odnajdują go w owej wielkiej nowej kamienicy na Boulevard Montparnasse, gdzie pędził życie między Irmą Borel, uczącą się swoich ról, i murzynką, zawodzącą bez końca: — Tolokototinia! Tolokototinian!