Page:PL A Daudet Mały.djvu/285

This page has not been proofread.

mablach i marynarce à la Suworow; lowelasy przedmieść, wciąż zajęci swoim wyglądem, wydający całą gażę na fryzjera. — „Dziś dobrze pracowałem“ — mówił z przekonaniem taki frant, gdy stracił z pięć godzin na sklejenie z tektury pary butów w stylu Ludwika XIV... Zaiste, warto było natrząsać się z muzykalnego salonu Pierrotte’a na to, aby wpaść do takiej budy!
 Koledzy nie lubili Małego za ten jego ponury wygląd i milczącą wyniosłość. — „To mruki“ — mawiano o nim. Zato Kreolka umiała sobie pozyskać względy wszystkich. Panoszyła się w omnibusie, jak zbiegła z królewskiego dworu księżniczka, śmiała się rozkosznie, odchylała wtył głowę, by pokazać łabędzią szyję; mówiła wszystkim „ty“; mężczyzn nazywała: — „Mój stary!“ — kobiety: — „Moja mała!“ — Nawet najzgryźliwsi mówili o niej. — „To dobra dziewczyna!“ — Dobra dziewczyna!... co za ironja!...
 Omnibus toczył się leniwie; rubaszne żarty tryskały, jak race, wreszcie przybywaliśmy na miejsce. Po skończonem przedstawieniu przebierano się w mgnieniu oka i ładowano prędko do omnibusu, który odwoził nas zpowrotem do Paryża. Było już ciemno, rozmawiano półgłosem, szukając się wzajem kolanami. Od czasu do czasu stłumiony śmiech... Przy rogatce na przedmieściu Maine omnibus zatrzymywał się i odjeżdżał do remizy. Wszyscy gromadą odprowadzali Irmę Borel do wielkiej kamienicy, gdzie napółpijana „Biała Kukułka” czekała na nich ze swoją smutną piosenką: Tolokototinian! Tolokototinian!
 Widząc ich tak związanych ze sobą, możnaby by-