Page:PL A Daudet Mały.djvu/291

This page has not been proofread.

 Nadole potrącił kogoś.
 — Kubuś! — krzyknął, cofając sią.
 Byt to Kubuś... Patrzyli na siebie przez chwilą bez stówa. Wkońcu Kubuś załamał ręce i odezwał się łagodnie, nabrzmiałym od łez głosem:
 — O Dańku!
 Tego było dość... Mały, do głębi wzruszony, obejrzał się dokoła, jak trwożliwe dziecko, i powiedział cicho, tak cicho, że brat zaledwie dosłyszeć mógł jego słowa:
 — Zabierz mnie stąd, Kubusiu!
 Kubuś drgnął i chwytając go za rękę, pociągnął na ulicą. Przy drzwiach czekała dorożka, wsiedli do niej:
 Ulica des Dame w Batignollest — zawoła! Matka.
 — O, to właśnie moja dzielnica — odpowiedział woźnica i powóz ruszył.
 Kubuś od dwóch dni był w Paryżu. Przyjechał z Palermo, gdzie go zastał list Pierrotte’a po trzymesięcznem błądzeniu. Krótki, związły list donosił mu o ucieczce Daniela.
 Czytając go, Kubuś odrazu domyślił się wszystkiego. Powiedział sobie: — Dzieciak narobił jakichś głupstw... Muszą jechać!” — I bez straty czasu poprosił markiza o urlop!
 — Urlop! — zawołał stary pan, podskakując na krześle. — Czy pan zmysły postradał?... A mój pamiętnik!
 — Tylko tydzień, tyle, ile potrzeba na podróż tam i zpowrotem, chodzi tu o życie mojego brata.
 — Kpię sobie z pańskiego bratał Czy ja pana nie