Page:PL A Daudet Mały.djvu/296

This page has not been proofread.

mówił, panie Jakubie, że tak słusznie powiedzieć można — obraziłbym się śmiertelnie.
 Kubuś odmówić nie śmiał. Włożył pieniądze do kieszeni i ściskając przyjacielowi ręką, powiedział tylko:
 — Dowidzenia, Pierrotte, i... dziękuję.
 Pierrette nie puścił jego dłoni.
 Chwilę tak stali, milczący i wzruszeni. Obaj mieli na ustach imię Daniela, ale żaden przez delikatność go nie wymówił... Ten ojciec i ta „Matka“ zrozumieli się wzajemnie... Kubuś pierwszy łagodnie usunął swoją rękę. Zbierało mu się na płacz, pilno mu było tedy odejść. Seweńczyk wyprowadził go aż na ulicą. Tam nie mógł już biedaczysko stłumić rozgoryczenia, które napełniało mu serce po brzegi, i zaczął z wyrzutem:
 — Ach, panie Jakubie, panie Jakubie!... że tak słusznie powiedzieć można...
 Ale wzruszenie nie pozwoliło mu przetłumaczyć dalszego ciągu, powtórzył więc tylko dwukrotnie:
 — Że tak słusznie powiedzieć można... że tak słusznie powiedzieć można...
 O, tak, zaiste, słusznie powiedzieć było można!...
 Rozstawszy się z Pierrote‘em, Kubuś wrócił do drukarni. Pomimo protestów Alzatczyka, oddał mu natychmiast czterysta franków, pożyczone Danielowi. Nadto, żeby zbyć kłopot z głowy, pozostawił mu kwotę na zapłacenie wszystkich trzech weksli. Wtedy dopiero, czując, że mu nieco ulżyło na sercu, powiedział sobie: — „A teraz — dalej! na poszukiwanie dzieciaka”. — Na nieszczęście było już za późno, aby te-