gorąćzkowem pismem — tak pisał Dańko w chwilach natchnienia.
— To pewnie jakiś poemat powiedział sobie Kubuś, zbliżając się do okna, by go odczytać. Był to istotnie poemat, hymn rozpaczy, zaczynający się od słów: „Kubusiu, od dwóch miesięcy okłamywałem cię bezustanku...“ List ten nie został wysłany, a jednak wkońcu dotarł do rąk, dla których był przeznaczony. Opatrzność tym razem wyręczyła pocztę.
Kubuś przeczytał list od początku do końca. Gdy doszedł do miejsca, w którem była mowa o kontrakcie z dyrektorem teatrzyku w Montparnasse, kontrakcie tak natarczywie narzucanym, a któremu Mały tak stanowczo się opierał, Kubuś podskoczył z radości.
— Już wiem, gdzie on się znajduje! zawołał i wsunąwszy list do kieszeni, położył się nieco u spokojony do łóżka, pomimo zmęczenia jednak sen nie skleił mu powiek. Wciąż ten obrzydły kaszel!... Na pierwsze skinienie jutrzenki jesiennej, leniwej i chłodnej, zerwał się żywo na nogi. Miał już plan gotowy.
Zebrał drobiazgi, opróżnił szafy, spakował wszystko do kufra, nie zapominając o złoconem pudełku, pożegnał po raz ostatni dzwonnicę w St. Germain i wyszedł, pootwierawszy drzwi, okna, szafy, aby z ich dawnego życia nie pozostało nic w tym pokoju, który miał być wkrótce zamieszkany przez obcych ludzi. Nadole wymówił pokój i zapłacił zaległe komorne. Potem, puszczając mimo uszu natrętne pytania portjera, sprowadził dorożkę i podał adres hotelu Pilois przy ulicy des Dames w Batignolles.
Page:PL A Daudet Mały.djvu/298
This page has not been proofread.