Właścicielem tego hotelu był brat starego kucharza, służącego u markiza. Wynajmowano tam pokoje kwartalnie i to z rekomendacji. To też hotel cieszył się w dzielnicy wyjątkową reputacją. Przyjęcie do hotelu Pilois stanowiło świadectwo dobrych obyczajów i przyzwoitego trybu. Kubuś który zdobył był sobie zaufanie hotela domu d’Hacquewllle przywoził właścicielowi kosz win marsalskich od brata.
Rekomendacja ta okazała się wystarczającą. To też, gdy nieśmiało poprosił o przyjęcie go w poczet lokatorów ofiarowano mu natychmiast piękny pokój na parterze, z oknami na ogród hotelowy o mało nie powiedziałem klasztorny. Był to ogródek niewielki, trzy czy cztery akacje, trochę zieleni, takiej, jaką się widuje w Batignolles; drzewo figowe bez fig, schorzały winokrzew i kilka krzaczków złocieni — oto wszystko; w każdym razie wirydarz ten rozweselał nieco pokój, sam przez się smutny i trochę wilgotny.
Kubuś, nie tracąc chwili czasu, rozgościł się w nowej siedzibie; powbijał gwoździe, pochował bieliznę, ustawił postument do fajek Daniela, zawiesił nad łóżkiem portret pani Eyssette jednem słowem, zrobił, co tylko mógł, by zatrzeć ten nastrój pospolitości, który zatruwa atmosferę pokojów hotelowych. Potem spożył śniadanie i wyszedł. Po drodze uprzedził pana Pilois, że dziś wieczorem wyjątkowo wróci trochę później i prosił go o przygotowanie w pokoju wykwintnej kolacji na dwie osoby z butelką dobrego wina. Pan Pilois, zamiast uradować się perspektywą dodatkowego rachunku, zarumienił się po uszy, jak początkujący wikary.
Page:PL A Daudet Mały.djvu/299
This page has not been proofread.