Page:PL A Daudet Mały.djvu/305

This page has not been proofread.

poświęceniem, moją duszę nieobliczalnego dziecka — z tem sercem bohatera, którego hasłem było: „Niemasz szczęścia na świecie ponad szczęście innych”. Mówiłem też sobie: ...Zmarnowałem życie, straciłem zaufanie Kubusia, miłość „czarnych oczu”, szacunek dla samego siebie... Co ze mną teraz będzie?...
 Te okropne myśli dręczyły mnie do samego rana... Kubuś też nie spał. Czułem, jak się przewraca w łóżku, słyszałem, jak go męczy suchy kaszel, i oczy zachodziły mi łzami. W pewnej chwili zapytałem go łagodnie:
 — Kaszlasz, Kubusiu, czyś chory?...
 Odpowiedział mi:
 — To nic... śpij!...
 I poznałem z jego głosu, że bardziej jest na mnie zagniewany, niżby chciał okazać po sobie. Myśl ta przygnębiła mnie doreszty i dopóty płakałem samotnie pod kołdrą, aż sen skleił mi powieki. Bo jeśli cierpienie usnąć nie daje, to łzy zato są narkotykiem.
 Gdy się obudziłem, był już dzień biały. Kubusia nie było koło mnie. Myślałem, że wyszedł, ale rozsunąwszy firanki łóżka, ujrzałem go na drugim końcu pokoju — leżał wyciągnięty na kanapie i taki strasznie blady... Nie wiem, co za potworna myśl zaświtała mi w głowie...
 — Kubusiu! — krzyknąłem, rzucając się do niego.
 Spał... mój krzyk nie zbudził go... Rzecz dziwna! Twarz jego we śnie miała wyraz głębokiego cierpienia, którego nigdy na niej nie widziałem, a mimo to, wyraz ten był mi dziwnie znany. Te zaostrzone