Page:PL A Daudet Mały.djvu/308

This page has not been proofread.

 Chcąc wyjść na miasto, musiałem włożyć jedną z jego marynarek, której poły biły mnie po piętach; wyglądałem w niej, jak piemoncki muzykant, brakowało mi tylko harfy! Gdyby mi kto kazał przed paru miesiącami pokazać się w takim kostjumie na ulicach Paryża, byłbym skonał ze wstydu; ale teraz dość miałem innych upokorzeń, które mnie wciąż policzkowały; oczy kobiet mogły się dowoli uśmiechać na mój widok, nie było to już to samo, co wtedy, gdym się tak wstydził moich kaloszy!
 — A teraz, gdy już wyglądasz, jak Bóg przykazał — powiedział Kubuś, gdyśmy wychodzili ze składu ubrań — odprowadzę cię do hotela, a sam zajdę zobaczyć, czy ów właściciel sklepu z żelazem, któremu prowadziłem księgi przed wyjazdem, ma jeszcze dla mnie robotę. Pieniądze Pierrotte’a nie są wieczne, trzeba myśleć o chlebie powszednim!
 Miałem ochotę powiedzieć mu: — „Więc idź sobie do swojego kupca, a ja sam doskonale trafię do hotelu“. — Ale wiedziałem, że chce się w ten sposób upewnić, że mu nie ucieknę na Montparnasse. Oh, gdyby mógł czytać w mojej duszy!
 Dla uspokojenia go dałem się odprowadzić do hotelu, ale gdy tylko znikł za bramę — i ja zkolei puściłem się na ulicę. Miałem pewne sprawy do załatwienia... Wróciłem późno. W ogrodzie, wśród mgły przechadzała się niespokojnie jakaś ciemna, wysoka postać. To był Kubuś-Matka.
 — Dobrze, że wróciłeś — powiedział mi, drżąc od zimna na całem ciele — chwila jeszcze, a byłbym pojechał na Montparnasse...