Page:PL A Daudet Mały.djvu/310

This page has not been proofread.

uczciwego życia, napełniałem niem płuca i przysięgam przed Bogiem, że nie czułem w sobie najmniejszej chęci nawrotu do przeszłości. Temu właśnie Kubuś nie dawał wiary i żadne przysięgi nie mogły go przekonać o szczerości mojego postanowienia. I nic dziwnego — tyle krzywd mu wyrządziłem!...
 Spędziliśmy ten pierwszy wieczór przy kominku, jakgdyby to była zima, gdyż pokój był wilgotny i mgła z ogrodu przenikała nas do szpiku kości. Zresztą, gdy na sercu smutno, przyjemnie jest spoglądać w żywe płomyki ognia... Kubuś pracował — robił rachunki. W czasie jego nieobecności kupiec próbował sam prowadzić swoje księgi; wynikły z tego niesłychane powikłania, takie pomieszanie przychodu z rozchodem, że trzeba było conajmniej z miesiąc gruntownie popracować nad doprowadzeniem tych bazgrot do porządku. Byłbym bardzo chętnie dopomógł Kubusiowi. Ale „błękitne motyle“ niebardzo się znają na rachunkowości. Ślęczałem z godzinę nad grubą księgą z czerwonemi rubrykami, starając się nadaremnie rozwikłać dziwaczne te hieroglify, ale żadną miarą nie mogłem dać rady i wkońcu musiałem rzucić pióro do licha.
 Kubuś zato doskonale dawał sobie radę z tą żmudną robotą. Śmiało rzucał się na najgęstsze roje cyfr, a najdłuższe ich kolumny nie przerażały go bynajmniej. Od czasu do czasu zwracał się do mnie zaniepokojony moją cichą zadumą.
 — Dobrze nam tak razem, prawda? — pytał. — Nie — przykrzy ci się, powiedz?
 Nie przykrzyło mi się wcale, ale smutno mi się