Page:PL A Daudet Mały.djvu/312

This page has not been proofread.

oczach“, dobrze?.. — bo z Kubusiem tego tematu poruszać nawet nie śmiałem. Dla takiej czy też inne] przyczyny unikał starannie wszelkiej wzmianki o „czarnych oczach“. Nawet Pierrotte’a nie wspomniał ani razu... uic! ani słowa. Brałem więc odwet na pudełeczku i prowadziliśmy nieskończenie długie pogawędki.
 Około południa, kiedy Kubuś zagłębił się już całkowicie w swoich księgach, zbliżałem się kocim krokiem do drzwi i wysuwałem cichutko z pokoju, mówiąc od progu:
 — Dowidzenia, Kubusiu!
 — Nigdy nie badał, dokąd idę, ale poznawałem z jego nieszczęśliwej miny i głosu, którym zapytywał niespokojnie: — „Wychodzisz?“ — że mi jeszcze nie dowierzał. Wciąż prześladowała go myśl o tej kobiecie. Mówił sobie: ...Jeśli on ją zobaczy — jesteśmy zgubieni...
 I kto wie, może i miał słuszność. Być może, że gdybym zobaczył tę czarodziejkę, opętałaby mnie znowu urokiem swoich bladozłocistych włosów i tej blizny w kąciku warg... Ale, Bogu dzięki, nie spotkałem jej nigdy. Pewnie jakiś pan między ósmą a dziesiątą wymazał z jej pamięci Dani-Dana i nigdy, nigdy już nic o niej ani o jej murzynce nie słyszałem.
 Pewnego wieczora, wróciwszy z jednej z moich tajemniczych wycieczek, wpadłem do pokoju z okrzykiem radości:
 — Kubusiu, Kubusiu, mam dobrą nowinę — znalazłem posadę!... Już od dziesięciu dni, nic ci o tem nie mówiąc, biegałem w tym celu po mieście... Wkoń-