Było tam ze dwadzieścia malców, a!e wiecie, takich zupełnie maleńkich, co to przychodzą do szkoły z podwieczorkiem w koszyczku i białą chorągiewką, wyglądającą z majteczek.
Takich to mieliśmy uczniów. Pani Ouly uczyła ich kantyczek, ja zaś wtajemniczałem ich w arkana sylabizowania. Nadto obowiązany byłem dozorować malców w czasie rekreacji na dziedzińcu; spacerowały tam trzy kury i jeden kogut indyjski, którego się ci panowie mocno obawiali.
Czasami, gdy „Kochasia“ miała atak podagry, musiałem zamiatać klasę — czynność zaiste niegodna głównego wychowawcy, a jednak pełniłem ją bez obrzydzenia, byłem taki szczęśliwy, że mogę zarobić na swoje utrzymanie... Wieczorem, gdy powracałem do domu, zastawałem już obiad na stole i oczekującego na mnie Kubusia... Po obiedzie krótka przechadzka po ogrodzie i długi wieczór u kominka... To stanowiło treść całego naszego żyda. Jedynie ważnemi wydarzeniami były listy od pana albo pani Eyssette. Pani Eyssette mieszkała wciąż przy wuju; pan Eyssette wciąż rozjeżdżał po kraju, jako ajent Towarzystwa wyrobu i sprzedaży win. Interesy szły nieźle. Ojciec zdołał już spłacić trzy czwarte liońskich długów. Za rok lub dwa wszystkie rachunki zostaną uregulowane i można będzie pomyśleć o zjednoczeniu rodziny.
Według mnie, należałoby tymczasem sprowadzić panią Eyssette do hotelu Pilois, ale Kubuś opiera! się temu:
— Nie, jeszcze nie teraz — mawiał z dziwnym ja-
Page:PL A Daudet Mały.djvu/314
This page has not been proofread.