Page:PL A Daudet Mały.djvu/321

This page has not been proofread.

 — Oto Bóg do mnie przychodzi — powiedział z uśmiechem i dał nam znak, abyśmy się usunęli.
 Wszedł ksiądz z Sakramentami. Na białym obrusie pośród świec ustawiono hostje i oleje święte. Potem kapłan zbliżył się do łóżka.
 Po skończonej ceremonji — ach, jakże to wszystko długo trwało! — Kubuś przywołał mnie do siebie.
 — Ucałuj mnie — powiedział, a głos jego był tak cichy, jakgdyby mówił zoddali... Tak, w istocie, musiał on już być daleko ode mnie, gdy od dwunastu godzin blisko te straszne suchoty powaliły jego wynędzniałe ciało i unosiły je ku śmierci w potrójnym galopie.
 Gdy się pochyliłem, by go ucałować, ręka moja dotknęła jego ręki, którą zrosiły już poty konania. Ująłem ją w swoją dłoń i nie puszczałem... Nie wiem, jak długo tak trwaliśmy, może godzinę, a może wieczność... Nie widział mnie już, nie mówił już do mnie. Tylko chwilami ręka jego poruszała się w mojej, jakgdyby chciał mi powiedzieć: — „Czuję, że jesteś koło mnie“. — Nagle długi spazm wstrząsnął jego ciałem od stóp do głowy. Widziałem, jak otworzył oczy, niby szukając kogoś koło siebie; pochyliłem się nad nim; ledwo dosłyszalnym głosem powtórzył dwa razy. „Osioł z ciebie, Kuba... osioł z ciebie, Kuba... i umilkł... Nie żył już...
 Oh, ten mój sen!...
 Tej nocy zerwał się silny wicher. Listopad miotał igiełkami lodu o szyby. Na stole, w rogu pokoju, srebrny Chrystus płonął między dwiema świecami. Przed krucyfiksem klęczał jakiś ksiądz, którego nie