biać na życie... Właśnie tylko Co otrzymałem list od rektora: proponuje ci miejsce wychowawcy. Masz, czytaj!
Mały wziął list do ręki.
— Jak widzę ~ rzekł, czytając go — nie mam ani chwili do stracenia.
— Trzeba wyjechać jutro.
— Dobrze, wyjadę...
Z temi słowy Mały złożył list i oddał go ojcu. Ręka mu nawet nie zadrżała. Jak widzicie, był z niego filozof w całem tego słowa znaczeniu.
W tej chwili weszła do sklepu pani Eyssette, a za nią wsunął się nieśmiało Kubuś. Oboje zbliżyli się do mnie i ucałowali mnie w milczeniu. Oni powiadomieni już byli o wszystkiem od wczoraj.
— Zapakujcie mu rzeczy — rzekł szorstko pan Eyssette — odjeżdża jutro rano statkiem.
Pani Eyssette westchnęła tylko ciężko; Kubuś wydał stłumione łkanie i na tem się skończyło. Byliśmy już otrzaskani z niedolą w naszym domu.
Nazajutrz po tym pamiętnym dniu cała rodzina odprowadzała Małego na statek. Dziwnym zbiegiem okoliczności był to ten sam statek, który przed laty ośmiu przywiózł nas do Lionu. Kapitan Géniés, kuchmistrz Montelimart! Przypomniały nam się naturalnie: parasol Anny, papuga Robinsona i parę innych epizodów przy wylądowaniu... Wspomnienia te rozweseliły nieco nasze smutne pożegnanie i rzuciły jakby blask uśmiechu na twarz matki.
Nagle zabrzmiał dzwon. Trzeba się było rozstać.
Page:PL A Daudet Mały.djvu/40
This page has not been proofread.