akademją, co mu pozwoli przyzwoicie zarabiać na swoje utrzymanie. Trzeba wam było widzieć, z jaką miną on to mówi: przyzwoicie zarabiać na swoje utrzymanie. Stara Anna omal nie mdleje z zachwytu.
Jan przyjmuje to spokojniej; nie widzi nic nadzwyczajnego w tem, że pan Daniel pracuje na siebie, skoro potrafi. W jego wieku, on, Jan, już od lat czterech czy pięciu tułał się po świecie i nie kosztował swoich rodziców ani grosza, przeciwnie — dopomagał im jeszcze... Naturalnie nie przychodzi mu nawet do głowy wyjawić na głos swojej opinji, broń Beże! a któżby śmiał porównywać Jana Peyrol z Danielem Eyssette. Anna nigdyby na to nie pozwoliła.
A Mały wciąż rozprawia, pije, je, ożywia się, oczy mu błyszczą. — „Hej, gospodarzu, podajcieno szklanki, wypijemy za obecnych i nieobecnych!“ — Jan przynosi szklanki i piją wszyscy troje za zdrowie Kubusia i Daniela, przepijają do starej Anny, do Jana, wznoszą toast na cześć uniwersytetu i wiele, wiele inych jeszcze. Mija w ten sposób dwie godziny na libacjach i pogawędce. Mówią o przeszłości w tonie żałobnym, a w tonie różowym — o przyszłości. Wspominają fabrykę, Lion, ulicę Lanterne i biednego brata, księdza, któregośmy tak kochali...
Nagle Mały zrywa się:
— Trzeba już iść!
— Już!? — odżywa się ze smutkiem w głosie Anna.
Mały tłumaczy się: ...musi tu kogoś odwiedzić, zanim wyjedzie — nieunikniona, bardzo ważna wizyta.
Page:PL A Daudet Mały.djvu/46
This page has not been proofread.