— To prawda — powiedział wąsal, przypatrując mi się z nad kieliszka — mamy tu uczniów, nietylko o wiele wyższych, ale i starszych od pana,.. Naprzykład starszy Veillon.
— I Crousat — dodał szwajcar.
— I Soubeyrol — wyliczała kobieta.
Potem zaczęli rozmawiać półgłosem między sobą wciąż pochyleni nad tą swoją obrzydliwą wódką, rzucając na mnie ukradkowe spojrzenia... Zdała słychać było wycie wichru i krzykliwe głosy uczniów, odmawiających litanję w kaplicy.
Nagle zabrzmiał dzwon. W korytarzu rozległ się głośny tupot nóg.
— Modlitwa skończona — powiedział mi pan Cassagne — chodźmy do dyrektora.
Wziął latarnię, a ja poszedłem za nim.
Kolegjum wydało mi się ogromne... Jakieś nieskończone korytarze, wielkie przedsionki, szerokie schody z poręczami, z ozdobnie kutego żelaza, wszystko to stare, sczerniałe, zaśniedziałe, okropne... Od szwajcara dowiedziałem się, że przed 1789 r. w gmachu tym mieściła się szkoła morska, licząca do ośmiuset uczniów, z najlepszych rodzin szlacheckich.
Kończył właśnie te zajmujące wyjaśnienia, gdy stanęliśmy przed gabinetem dyrektora.
Pan Cassagne odemknął cicho podwójne, obite włosiem, drzwi i zastukał dwa razy w drewnianą framugę.
Jakiś głos odpowiedział: — „Proszę!“ — i weszliśmy.
Był to pokój bardzo duży, z zielonem obiciem. W głębi, za długim stołem siedział dyrektor; pisał
Page:PL A Daudet Mały.djvu/50
This page has not been proofread.