Page:PL A Daudet Mały.djvu/57

This page has not been proofread.

kluczami. Moi koledzy i ja przyglądaliśmy się sobie chwilę w milczeniu.
 Największy i najokazalszy z nich pierwszy zabrał głos. Był to pan Serrières, którego miałem zastąpić.
 — Słowo daję — zawołał wesoło — słusznie powiedzieć można, że nauczyciele stanowią szereg ciągły, ale nie jednostajny.
 Była to aluzja do olbrzymiej różnicy naszego wzrostu. Wszyscy na to wybuchnęli śmiechem, a ja wraz z nimi, ale zaręczam wam, że Mały, byłby zaprzedał w tej chwili pół duszy djabłu, gdyby za to mógł być choć o parę cali wyższy.
 — To nic — dodał olbrzymi Serrières, podając mi rękę — jakkolwiek nie na jedną miarę nas skrojono, niemniej, jednak, możemy wypróżnić pospołu parę buteleczek. Chodźcie z nami, kolego, stawiam kolejkę ponczu u Barbette’a na pożegnanie, proszę z nami... zapoznamy się bliżej przy kieliszku.
 I nie dając mi czasu do namysłu, wziął mnie pod rękę i wyprowadził na ulicę.
 Kawiarnia Barbette’a, do której zaprowadzili mnie moi koledzy, mieściła się na Placu Broni. Nawiedzali ją podoficerowie miejscowego garnizonu, to też na pierwszy rzut oka uderzała głównie wielka liczba kasków i szabli, rozwieszonych na szaragach.
 Dnia tego odjazd Serrières’a i jego pożegnalny poncz ściągnęły wszystkich stałych i niestałych bywalców kawiarni... Podoficerowie, którym zostałem przedstawiony przez Serrières’a, powitali mnie bardzo serdecznie. Prawdę powiedziawszy, przybycie Małego przeszło jednak naogół bez wrażenia i wkrótce siedziałem,