Page:PL A Daudet Mały.djvu/58

This page has not been proofread.

zupełnie zapomniany, w kącie, do którego schroniłem się, onieśmielony... W chwili, gdy napełniano szklanice ponczem, Serrières przysiadł się do mnie; był tylko w kamizelce, w zębach trzymał długą glinianą fajkę, na której imię jego wypisane było porcelanowemi literami. Każdy z wychowawców posiadał taką fajkę u Barbette’a.
 — Ot, kolego — powiedział — jak widzicie, bywają i w naszym zawodzie wcale miłe chwile. Dobrze wam się udało, że na początek dostaliście się do Sarlande. Po pierwsze absynt u Barbette’a jest wyśmienity, a i tam, w budzie, nie będzie wam się też źle działo.
 Buda — to koledzy.
 — Będziecie mieli wychowawstwo w oddziale małych; smarkacze, łatwo ich wodzić na pasku. Zobaczycie, jak ja ich wytresowałem! Dyrektor to niezły człowiek; koledzy też dobrzy chłopcy, tylko ta stara... i Viot.
 — Co za stara? — spytałem nie bez drżenia w głosie.
 — O, poznacie ją wkrótce. O każdej porze dnia i nocy włóczy się po kolegjum w swoich wielkich okularach. To ciotka dyrektora, pełni tu obowiązki gospodyni internatu. A łotrzyca! jeśli nie umieramy z głodu, to nie jej zasługa.
 Z rysopisu Serrières’a poznałem wróżkę w okularach i czułem, że się mimowoli rumienię. Z dziesięć razy chciałem przerwać koledze i zapytać: — „A czarne oczy?“ — Ale nie śmiałem. Wspominać „czarne oczy“ w takiem otoczeniu?!..