Eyssette (Jakób). Dzieciom podobały się bardzo te bajki, a i mnie także. Na nieszczęście pan Viot był zgoła innego zdania.
Trzy czy cztery razy na tydzień srogi ten jegomość dokonywał przeglądu całego kolegjum, aby się przekonać, czy wszystko odbywało się zgodnie z regulaminem... Otóż dnia pewnego wszedł do naszej sali właśnie w chwili, gdy opowiadałem najpatetyczniejszy ustęp z dziejów królika Jasia. Ujrzawszy pana Viot, wszyscy struchleli. Malcy spoglądali po sobie z przestrachem. Autor uciął nagle opowiadanie. Królik Jaś, spłoszony, został tak jak był — z jedną łapką, podniesioną wgórę, z uszami, nastroszonemi z przerażenia.
Uśmiechnięty pan Viot stanął tuż przy katedrze i wodził zdziwionym wzrokiem po uprzątniętych pulpitach. Nie mówił nic, ale jego klucze aż trzęsły się ze złości: — „Dzyng! dzyng! dzyng! — a, nicponie, to tak się tu pracuje!“
Starałem się, drżąc sam ze strachu, ułagodzić rozbestwione klucze.
— Ci panowie tyle się napracowali w ostatnich dniach — wyjąkałem... — chciałem w nagrodę za to opowiedzieć im bajeczkę.
Pan Viot nic nie odpowiedział. Skłonił się tylko z uśmiechem i wyszedł, pobrzękując groźnie kluczami.
Podczas poobiedniej rekreacji zato podszedł do mnie i wciąż z tym samym miłym uśmiechem wręczył mi w milczeniu zeszyt z regulaminem, wskazując stroną dwunastą: Obowiązki wychowawcy wzglądem uczniów.
Page:PL A Daudet Mały.djvu/62
This page has not been proofread.