Page:PL A Daudet Mały.djvu/67

This page has not been proofread.

dowcipnym. Faktem jest, że tyły mojej kolumny przedstawiały się raczej kompromitująco.
 Możecie zrozumieć łatwo, jak mi było przyjemnie ukazywać się z taką czeredą na mieście i to jeszcze w niedzielę... Dzwony dzwoniły, na ulicach było rojno od tłumów; spotykaliśmy pensjonarki, udające się na nieszpory, szwaczki w różowych kapotkach, elegantów w perłowych ineksprymablach. Trzeba było prezentować im się w wytartem ubraniu i z takim oddziałem na śmiech. Wstyd, wstyd!...
 Między wszystkiemi temi rozczochranemi djablętami, które dwa razy na tydzień byłem zmuszony wodzić po mieście, był jeden półpensjonarz, doprowadzający mnie do szczególnej rozpaczy swoim niechlujnym wyglądem i brzydotą.
 Wystawcie sobie szpetnego pokrakę, małego, jak karzełek, a w dodatku niezgrabnego, brudnego, rozczochranego i obdartego, jakby tylko co wytarzał się gdzieś w rynsztoku; wreszcie, żeby mu już na żadnym wdzięku nie zbywało, miał krzywe, zgięte w kabłąk nogi.
 Jak świat światem, nigdy jeszcze taki uczeń, jeśli wogóle można go było nazwać uczniem, nie fig rował na listach akademji. Była to zakała szkoły.
 Nienawidziłem go. Gdy patrzyłem jak z wdziękiem kołysze się na swoich krzywych nogach, niby kaczka, wtyle kolumny, brała mnie niepohamowana chętka przegnać go precz kopnięciem nogi, dla uratowania honoru oddziału.
 „Bambam“ — takeśmy go przezwali dla jego kołyszącego chodu — nie należał bynajmniej d© arysto-