kracji. Łatwo to było poznać po jego obejściu, sposobie mówienia i znajomościach, jakie posiadał w okolicy.
Wszyscy łobuzy z całego Sarlande zaliczali się do jego przyjaciół.
Dzięki Bambam, ilekroć wychodziliśmy na spacer, mieliśmy za sobą całą chmarę urwisów, którzy wołali na niego po imieniu, wytykali go palcami, obrzucali łupinami kasztanów i wyprawiali inne temu podobne psie figle. Moi malcy bawili się doskonale, ale ja wcale nie miałem ochoty do śmiechu. Co tydzień składałem dyrektorowi obszernie umotywowany raport o Bambam i o nieporządkach, które swoją obecnością powoduje.
Niestety raporty moje pozostawały bez odpowiedzi i byłem w dalszym ciągu zmuszony pokazywać się na mieście w towarzystwie pana Bambam, który był coraz brudniejszy i miał coraz bardziej krzywe nogi.
Pewnej niedzieli, między innemi, w śliczną słoneczną pogodę zjawił się na spacer w takim stroju, że na jego widok przeraziliśmy się wszyscy. Było to coś, co przechodziło wszelkie wyobrażenie. Ręce czarne, buciki rozsznurowane, zabłocony po uszy i prawie bez wierzchniego ubrania... Jednem słowem — potwór!
A co było najpocieszniejszego, to to, że widocznie zanim go przysłano do szkoły, musiał być wcale porządnie ubrany. Głowa zaczesana staranniej niż zwykle, lepiła się jeszcze od pomady, a w sposobie zawiązania krawata było coś, co zdradzało troskliwe
Page:PL A Daudet Mały.djvu/68
This page has not been proofread.