Page:PL A Daudet Mały.djvu/69

This page has not been proofread.

ręce matczyne. Ale cóż, po drodze do szkoły tyle jest tych ścieków!
 Bambam nie omieszkał się wytarzać we wszystkich pokolei.
 Kiedy zauważyłem, że staje wraz z innymi w szeregu, spokojny i uśmiechnięty, jakgdyby nigdy nic, odczułem odruch obrzydzenia i oburzenia.
 Krzyknąłem: — Precz mi stąd!
 Bambam myślał, że żartuję, i uśmiechał się w dalszym ciągu. Widocznie uważał, że dziś wygląda szczególnie nadobnie.
 Krzyknąłem znowu: — Idź precz, idź precz!
 Popatrzył na mnie smutno i pokornie, oczy jego wyrażały nieme błaganie, ale byłem nieugięty i oddział ruszył, zostawiając go samego pośrodku ulicy.
 Myślałem, że udało mi się uwolnić od niego na cały dzień, ale gdyśmy wychodzili z miasta, usłyszałam stłumiony śmiech i szepty w arjergardzie. Obejrzałem się: o parę kroków za nami toczył się poważnie Bambam.
 — Podwoić kroki — zakomenderowałem uczniom, idącym na przedzie.
 Zrozumieli, że chodzi o spłatanie figla koledze i cały oddział puścił się z piekielną szybkością naprzód.
 Od czasu do czasu dzieci oglądały się, czy Bambam nadąża, a widząc, że pozostał daleko wtyle, śmiały się serdecznie; ot, już był nie większy od pięści i gramolił się z trudem po piasku, między straganami owoców i limonjady.
 Uparciuch zdołał przybyć na Błonia prawie rów-