Page:PL A Daudet Mały.djvu/73

This page has not been proofread.

złośliwymi urwisami; wszystko to byli pyzaci górale w wieku od dwunastu do czternastu lat, synowie wzbogaconych gospodarzy, którzy posyłali dzieci do kolegjum na to, aby wychowano ich na panów za sto dwadzieścia franków czesnego na kwartał.
 Chłopcy mówili między sobą gwarą góralską, której ja nie rozumiałem; byli ordynarni, zuchwali, pyszałkowaci i brzydcy tą brzydotą, właściwą wiekowi przejściowemu: wielkie, poodmrażane ręce, głos jak u zachrypniętego koguta, wyraz oczu cielęcy, a na dobitką wszystkiego — tchnęło już od nich obrzydliwą atmosferą naszej szkoły... Znienawidzili mnie, zanim zdążyli nawet poznać. Byłem „belfrem“, a więc byłem ich wrogiem. Od pierwszej chwili, odkąd tylko zająłem miejsce na katedrze, zaczęła się między nami wojna, wojna uporczywa, bez wytchnienia, wojna każdej godziny, każdego dnia.
 Okrutne dzieci, ileż mnie one nadręczyły!
 Chciałbym mówić o nich bez rozgoryczenia. Wszystko to już takie dalekie... A jednak nie — nie mogę. Ot, i teraz, w chwili, gdy to piszę, ręka drży mi jeszcze od gniewu i oburzenia. Zdaje mi się, jakby to było dziś.
 One, przypuszczam, nie myślą już o mnie. Nie pamiętają już Małego, ani tej pięknej lornetki, którą sprawił, żeby sobie dodać powagi.
 Uczniowie moi wyrośli już na ludzi i to ludzi poważnych. Soubeyrol jest zapewne rejentem tam gdzieś wysoko w Sewennach; Veillon (młodszy) — sekretarzem trybunału; Loupi — właścicielem apteki, a Rauzan-