piał w kolegium Sarlande od chwili, gdy objął wychowawstwo waszego ddziału.
A jednak, nie chcę nic utaić — zmieniając stanowisko, Mały zyskał też coś na tem — mógł widywać „czarne oczy“.
Dwa razy na dzień, w czasie rekreacyj, widywałem je zdaleka; pracowały przy oknie, wychodzącem na dziedziniec średniego oddziału... takie wielkie, czarne, piękniejsze, niż kiedykolwiek, od rana do nocy pochylały się nad nigdy nie kończącem się szyciem; szyły, szyły bez wytchnienia. Bo do szycia i tylko do szycia wzięła sobie wróżka w okularach z przytułku „czarne oczy“, które ani matki, ani ojca nie znały. Przez ca!y rok, jak długi, musiały one szyć niestrudzenie pod nieubłaganą strażą okropnej wróżki w okularach, która tuż, obok, przędła na kołowrotku.
A ja przypatrywałem im się zdała. Rekreacje wydawały mi się teraz zawsze takie krótkie!
Mógłbym całe życie spędzić pod tem błogosławionem oknem. „Czarne oczy“, wiedziały, że na nie patrzę. Od czasu do czasu podnosiły się z nad roboty i zaczynała się nasza bez słów rozmowa:
— Pan jest bardzo nieszczęśliwy, prawda?
— A i wy także, moje biedne, „czarne oczy“, czyż nie?
— Tak, ale my nie mamy ani ojca, ani matki.
— A moi rodzice są daleko.
— Pan wie, wróżka w okularach jest okropna!
— A mnie bardzo dokuczają dzieci.
— Odwagi, panie Eyssette!
Page:PL A Daudet Mały.djvu/75
This page has not been proofread.