chodząc przez dziedziniec do sypialni, można tyło zawsze zobaczyć tam, wysoko, w mrocznym, opuszczonym gmachu Starego Kolegjum małe, nikłe światełko — to czuwał ksiądz Germane. Nieraz też o szóstej rano, idąc na pierwszą naukę, widziałem poprzez mgłę, jak się tam jeszcze świeciło. Snąć ksiądz nie kładł się wcale tej nocy... podobno pracował nad jakiem! wielkiem dziełem z filozofji.
Co do mnie, to czułem wielką sympatję do tego księdza-odludka, zanim nawet zdążyłem zapoznać się, z nim bliżej. Pociągała mnie ta groźna, uderzająca inteligencją, twarz. Ale tak mnie nastraszono gawędami o jego dziwactwach i szorstkości, że nie śmiałem podejść do niego. Na swoje szczęście pewnego razu odważyłem się jednak.
Mianowicie, trzeba wam wiedzieć, że w owym czasie byłem z głową pogrążony w historji filozofji... Ciężka to była praca dla Małego!
Otóż pewnego dnia przyszła mi ochota poczytać Condillaca. Mówiąc między nami, wcale go czytać nie warto. Taki sobie z niego myśliciel na żarty i cały jego bagaż filozoficzny zmieścićby można w łupinie orzecha. Ale wiadomo, w młodości człowiek wytwarza sobie o rzeczach i ludziach najzupełniej opaczne pojęcia.
Chciałem tedy czytać Condillaca. Dostać go musiałem za wszelką cenę. Na nieszczęście w bibijotece szkolnej nie było ani jednego jego dzieła, a księgarnie w Sarlande takiej literatury nie trzymały. Postanowiłem zatem udać się do księdza Germane. Jego bracia opowiadali mi, że ma w swoim pokoju dwa
Page:PL A Daudet Mały.djvu/77
This page has not been proofread.