tysiące tomów; nie wątpiłem, że znajdą tam przedmiot moich pożądań. Ale ten straszny ksiądz przerażał mnie i trzeba było całego mojego zapału do pana Condillaca, żebym się wreszcie odważył pójść do niego.
Nogi mi drżały ze strachu, gdym stanął pode drzwiami... Zastukałem nieśmiało dwa razy.
— Proszą! — odpowiedział głosem tytana.
Siedział okrakiem na niskiem krzesełku z podkasaną sutanną i wyciągniętemi nogami, których silne muskuły potężnie naciągały jedwabne pończochy. Wsparłszy się łokciem o poręcz krzesła, czytał wielką księgę in foljo z czerwonemi brzegami; kurzył przytem hałaśliwie krótką glinianą fajeczkę.
— A, to ty? — powiedział, ledwo podnosząc oczy od swego in foljo. — Dzieńdobry! Jak się masz? Czego chcesz?
Stanowczy ton jego mowy, surowy wygląd pokoju, założonego od góry do dołu księgami, kawalerska poza, wreszcie fajka, którą trzymał w zębach — wszystko to onieśmielało mnie bardzo.
Udało mi się wkońcu jako tako wyjaśnić mu cel moich odwiedzin i poprosić go o sławetnego Condillaca.
— Condillaca, chcesz czytać Condillaca — odpowiedział, uśmiechając się, ksiądz — też pomysł! Czy nie wolałbyś, zamiast tego, wypalić ze mną fajki? Weź ten ładny cybuch, co tam wisi na ścianie, i zapal; zobaczysz, to daleko lepsze od wszystkich Condillaców, razem wziętych.
Zarumieniony, broniłem się gestem.
Page:PL A Daudet Mały.djvu/78
This page has not been proofread.