Page:PL A Daudet Mały.djvu/8

This page has not been proofread.

tów z Marsylji, co przyprawiło go o stratę czterdziestu tysięcy franków; tak iż pan Eyssette, jednocześnie uradowany i zmartwiony, nie wiedział sam, czy ma płakać z powodu ucieczki klienta z Marsylji, czy śmiać się ze szczęśliwego przybycia na świat maleńkiego Daniela... Należało płakać, mój miły panie Eyssette, płakać wdwójnasób!...
 Tak, zaprawdę byłem złowróżbną gwiazdą dla moich rodziców. Z dniem moich narodzin poczęły ze wszystkich stron ścigać ich najstraszniejsze niepowodzenia. Więc naprzód ten klient z Marsylji, potem dwukrotnie, w ciągu jednego roku, pożar fabryki, dalej strajk nabieraczek, zerwanie z wujem — Baptystą, bardzo kosztowny proces z naszym dostawcą barwników, a nakoniec — rewolucja 18... r., która nas dobiła.
 Od tej pory fabryka nie mogła się już podźwignąć. Powoli opustoszały sale; co tydzień zatrzymywano któryś warsztat, ustawała robota na którymś ze stołów drukarskich. Serce się ściskało na widok tego życia, uciekającego codziennie potrochu z naszego domu, niby z żywego jakiegoś organizmu. Pewnego dnia nikt już nie podążył do sal na piętrze, innego znów — dziedziniec na tyłach fabryki został opuszczony. Ciągnęło się to tak dwa lata; dwa lata konała fabryka. Wreszcie nastąpił dzień, w którym robotnicy nie przyszli już wcale do pracy i nie zabrzmiał dzwon fabryczny, nie zaskrzypiał kołowrót u studni, a w wielkich basenach, w których płókano tkaniny, nie zadrgała nieruchoma tafla wód. Wkrótce w całym gmachu pozostali tylko państwo Eyssette, stara Anna, mój brat Kubuś i ja, a na samym końcu