Page:PL A Daudet Mały.djvu/93

This page has not been proofread.

 — Panowie, tylko co doręczono mi utwór bezimiennego poety. Okazuje się, że nasz znakomity Pindar, pan Viot, mieć będzie w tym roku rywala. Jakkolwiek autor jest na mnie zbyt łaskawy, pozwolę sobie jednak wiersz jego panom przeczytać.
 — Tak, tak, prosimy!...
 I pan dyrektor, głosem dźwięcznym, jak na popisie, czyta...
 Jest to madrygał, wcale zręcznie wykoncypowany, pełen pochlebnych aluzyj pod adresem pana dyrektora i panów profesorów. Po kwiatuszku dla każdego! Nie pominięto nawet wróżki w okularach. Poeta nazwał ją: — „Aniołem opiekuńczym refektarza“ — czy nie rozczulająco?
 Przeciągłe brawa. Kilka głosów wywołuje autora. Mały wstaje, zapłoniony jak róża, i kłania się skromnie.
 — Wgórę go, wgórę! — brzmią wesołe głosy.
 Mały wyrasta na bohatera dnia. Dyrektor pragnie go uścisnąć, starzy profesorowie potrząsają mu dłoń poufale. Profesor klasy drugiej chce umieścić wiersz w miejscowym dzienniku. Daniel Eyssette jest uszczęśliwiony, cały ten dym kadzidlany uderza mu do głowy, wraz z winem Limoux. Wszelako słyszy, jak ksiądz Germane mruczy coś — zdaje się jedno słowo: — „Dureń“ — a klucze rywala zgrzytają groźnie... Otrzeźwiło go to trochę.
 Gdy pierwsze fale zapału uległy się nieco, pan dyrektor klaszcze w dłonie i prosi znów o chwilę ciszy.