Page:PL A Daudet Mały.djvu/95

This page has not been proofread.

kny — odzywa się z całą bezczelnością Mały, któremu własny triumf zaczyna się wydawać niebezpieczny.
 Daremna nikczemność! Pan Viot nie życzy sobie, aby go pocieszano. Schyla w milczeniu głowę, zachowując uśmiech, pełen goryczy. I zachował go przez dzień cały, a wieczorem, w powrotnej drodze, wśród pieśni chóralnej uczniów i dźwięków orkiestry, wśród turkotu wozów, budzących w ciemności miasto z uśpienia, Mały słyszy tuż koło siebie klucze rywala, jak wydzwaniają złowróżbnie — „Dzyng! dzyng! dzyng! drogo mi jeszcze zapłacisz za to, mój poeto!“

IX.
Sprawa Boucoyran

 Wraz ze świętym Teofilem na dobre kończyły się wakacje. Po tej uroczystości dni wlokły się posępnie, niby popielcowa środa po tłustym czwartku. Nie sporzyła się nikomu robota — ani profesorom, ani młodzieży. Po długich dwóch miesiącach wakacyj szkoła z trudem wchodziła w swoje koleje. Tryby działały źle, jak w starym zegarze, którego długo zaniedbano nakręcać. Powoli jednak, dzięki wysiłkom pana Viot, wszystko się jakoś uregulowało. Codziennie o tej same| porze, na dźwięk tego samego dzwonka, otwierały się furtki dziedzińców i korowody uczniów, sztywnych jak żołnierze, snuły się dwójkami pod sklepieniem drzew; potem dzwonek znów dzwonił — dziń, dziń — — i te same dzieci ciągnęły temi samemi