Page:PL A Daudet Mały.djvu/99

This page has not been proofread.

postawą chciałem tylko onieśmielić markiza, ale on, widząc to, zaczął się śmiać tak pogardliwie, że zrobiłem ruch, jakgdybym go chciał za kark wyrzucić z ławki.
 Nędznik miał żelazną linję pod stołem. Zaledwie podniosłem rękę, gdy wymierzył mi straszny cios w ramię. Krzyknąłem z bólu.
 Cała sala zagrzmiała oklaskami.
 — Brawo, markiz!
 Straciłem głowę. Jednym susem znalazłem się na ławce, a drugim — na markizie, ściskając go za gardło; puściłem tak energicznie w ruch nogi i ręce, i zęby, tak, że wkońcu udało mi się wyrwać go z ławki i z taką siłą rzucić o drzwi, że za jednym zamachem potoczył się na środek dziedzińca... Wszystko to trwało mgnienie oka; nigdy nie byłbym podejrzewał w sobie tyle siły.
 Uczniowie byli skonsternowani. Nie krzyczeli już: — „Brawo, markiz!“ — Zlękli się. Boucoyran, ten siłacz nad siłaczami, pokonany przez tego chrząszcza, tego „belfra“! Co za niesłychana awantura! Zyskałem w ich oczach tyle autorytetu, ile go stracił markiz.
 Kiedy wstąpiłem na katedrę, blady i drżący ze wzruszenia, wszystkie głowy w ławkach pochyliły się. Oddział był opanowany. Ale co powie na to dyrektor i pan Viot? Pozwoliłem sobie podnieść rękę na ucznia, na markiza Boucoyran, na tak wielkiego pana! cóż więcej może mnie tedy czekać, jak nie wydalenie ze szkoły!?
 Te nieco spóźnione rozmyślania zatruły mi radość zwycięstwa. Teraz ja zkolei zacząłem się lę-