Page:PL JI Kraszewski Listy from Ognisko Domowe Y 1876 No 7 page 74 part 2.png

This page has been proofread.

dnej kolei żelaznej nie było, a telegrafy na ogromnych drabinach machały rękami nieprzyzwoicie — i gdy szkło trzeba było brać w ręce z uszanowaniem — cóż to za dziwne przemiany, i jak się boży świat zmienił! — A ludzie??... ludzie, nic a nic...
 Tyle tylko, że mając ułatwione życie, prędzej się niem nudzą i strzelają sobie, z pozwoleniem, w łby, piją cyankali, lub topią się, nie mając już nic lepszego do roboty. Wszystko to z tego, jakem powiedział wyżej, że kochać nie chcą i nie umieją. Gdy drugim, poczciwym, pracowitym, życia długiego mało, aby się czegoś nauczyć i coś dobrego zrobić, — im, często w leciech dwudziestu, już ręce opadają! Biedne to stworzenia...
 Ale obok nich — są przecież i inni... Spojrzmy tylko... Tam kilkudziesięciu odważnych płynie pod biegun północny, aby zbadać natury tajemnice; tu, inny całe życie trawi nad szkiełkiem, przez które nieskończenie drobne stworzonka śledzi, podpatruje i uczy się tego jak się poczyna w naturze to życie, które w coraz szerszych i doskonalszych rozmiarach objawia się aż do człowieka... Jedni studyują choroby, inni nowych ciał szukają w rozłożonych światła promieniach. Choć zrobiono bardzo wiele, zawsze jeszcze do robienia pozostało mnóstwo — i końca pracy — nigdy nie będzie.
 Praca, wierzcie mi — to największa rozkosz na zie-