— Nie! nie! prosić cię nie chcę o uchronienie się od wzięcia udziału w potyczce, bo widzę, że to nadaremne. O coś innego tu chodzi.
— O cóż więc?
— Pragnę gorąco ażeby...
— Ażeby? — Powtórzył Paweł, wpatrując się w żonę.
— Ażebyśmy poszli do kościoła świętego Ambrożego i prosili księdza d’Areynes o odprawienie mszy na twoją intencyę.
— Doskonale! oto myśl świetna! — zawołała matka Weronika.
Paweł szybkim rzutem oka spojrzał na swój oddział, stojący pod bronią, gotów do wymarszu.
— Czy jednak będę miał czas na to? — odrzekł.
— Jak prędko wyruszycie?
— Niewiem.
— A więc zapytaj.
Jednocześnie dał się słyszeć ochrypły głos sierżanta Duplat:
— Gwardzista, Paweł Rivat!
— Wołają ciebie-wyszepnęła drżąc Joanna. Miałżebyś odejść? o! Boże!
— Hej! Paweł Rivat! — powtórzył głośniej Duplat.
Paweł zbliżył się ku niemu, a za nim żona i Weronika.
— Jestem, sierżancie — odrzekł.
— Co znaczy podobne lekceważenie obowiązku? — wykrzyknął Duplat surowo. — Przywołuję ciebie od dziesięciu minut, a ty gawędzisz z kobietami, zamiast stać pod bronią, w szeregu. Otrzymałeś swoją część żywności?
— Otrzymałem.
— Należy się tobie jeszcze żołd za dwa dni ubiegłe. Oto trzy franki.
— Dziękuję sierżancie. A teraz będę cię jeszcze o coś prosił.
— Cóż takiego?
— Drobnostka, chciałbym się dowiedzieć, jak prędko wyruszymy?
— A gdyby ciebie o to zapytano. cóżbyś odpowiedział?
— Że niewiem.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/113
This page has not been proofread.