Serwacy Duplat, pobladły i drżący cierpiał niewysłowione katusze. Jego nikczemne tchórzostwo nabawiało go kolek w żołądku i mdłości.
Nagle Paweł Rivat, wydał krzyk rozdzierający. Wybuch pruskiego granatu, strzaskał mu prawa nogę. Upadł na ziemie.
Tłum szturmujących, których nic w biegu powstrzymać nie było w stanie, przeszedł po jego ciele. Rzucił się nieszczęśliwy jękając.
— Joanno! moja zono! Moja ukochana Joanno!
Nadbiegł Serwacy Duplat, pchany naprzód bezwiednie.
Spostrzegł Pawła, usłyszał i pochnął go noga wołając:
— Giń! podły świętoszku! Pójdziesz prosto do nieba, bo wszakże dziś byłeś w kościele!
Głos Pawła przygasły, zmienił się w chrapanie, a francuzkie oddziały pchane przez prusaków deptały w biegu nogami po jego martwem prawie już ciele.
Wzgórza Mont-Valerien, huczały bezprzestannie wystrzałami z dział. Rozciągająca się poniżej tych wzgórz równina, miała stać się teatrem ostatniej potyczki, nie mniej bohatersko stoczonej przez francuzów, jak poprzedzające.
Szczęście wszelako wojenne i tym razem okazało się dla nich nieprzychylnem. Pozycye, rano zdobyte, wpadły powtórnie w moc wroga i cała nadzieja połączenia się z armiją prowincjonalną straconą została.
Fakt straszny rzucał się w oczy nieodwołalnie. Francuzi na nowo zwyciężonymi zostali.
W szybkim odwrocie pozostawili oni mnóstwo ranionych na polu bitwy, których niepodobna im było zabrać podczas nocy, ponieważ niemieckie patrole przebiegały wszystkie punkta na których tak zacięta walka otoczoną została.
Około północy służba pruskich ambulansów przy blasku latarki, przeglądała płaskowzgórze zapełnione trupami.
Na czele tej służby, znajdował się major chirurg doktór Blasjus Wolff, któregośmy dwukrotnie spotkali, w zamku de Fenestranges, i w de Ferrières.
Przeglądano ściśle te pola krwawej rzezi. Ranieni, bez różnicy umundurowania, zostawali zabierani, po czem po długich a cierpliwych poszukiwaniach zwrócono się na drogę
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/124
This page has not been proofread.