Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/127

This page has not been proofread.

obok siebie na materacach, przyjmując opatrunek chirurgów i doktorów, prześcigających się w gorliwości i poświęceniu.
 Po udzieleniu pierwszego opatrunku, ranionych przewożono do Paryża, dla umieszczenia ich bądź to w szpitalu, bądź w ambulansach okręgowych. Furgony, przywożące tych nieszczęśliwych, zostawały szturmem zdobywane przez oczekujących na rezultat owej krwawej walki, o których dobiegały wieści przerażające.
 Każdy chciał ich widzieć, każdy dowiedzieć się pragnął czyli pomiędzy tymi okaleczonymi kulami i kartaczami, nie znajdował się ktoś z drogich im osób.
 Dwie kobiety szczególniej odznaczały się uporczywością w poszukiwaniach i mnóstwem rzucanych zapytań. Były to, Joanna Rivat i matka Weronika, jej sąsiadka.
 Joanna płakała, owładnięta trwogą. Weronika blada, lecz nie tracąca energii, prowadziła ją, podtrzymywała, usiłując uspokoić.
 Mimo ogólnego tu zamięszania, słuchano zapytań ciężko strapionej żony Pawła i uprzejmie na nie odpowiadano. Biegała ona kolejno do wszystkich ambulansowych furgonów, pod znakiem chorągwi z czerwonym krzyżem Związku Genewskiego, stojących na linii fortyfikacyjnej i zaglądała do ich wnętrza.
 Blada jej twarz, z otwartemi szeroko oczyma pochylała się ku każdemu z ranionych, porozkładanych na słomie, jaką te wozy wewnątrz były wysłane, nie znalazła jednak Pawła pomiędzy niemi.
 Po dopełnionym tym ścisłym przeglądzie każdego z nadchodzących konwojów, nadzieja wstąpiła w serce młodej kobiety.
 — Odwagi! Joanno — mówiła do niej matka Weronika — ufaj w miłosierdzie Boże. Paweł wyszedł może szczęśliwie z tej bitwy. Nie troskaj się przedwcześnie. Mam jakieś pewne przekonanie, że on powróci bez najmniejszego zadraśnięcia.
 Mówiła to celem uspokojenia Joanny, w głębi serca wszelako była również zatrwożoną, a spoglądając na wzrastającą liczbę ofiar, wciąż przywożonych z pola bitwy, poszeptywała z cicha.