Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/129

This page has not been proofread.

 — Wszyscy bili się, pani.
 Tu oficer poszedł w swą drogę, salutując młodą kobietę!
 Oddział ten przeszedł i zniknął, po nim nastąpił drugi, a potem trzeci i czwarty. Bataljony Gwardyi Narodowej nie ukazywały się wcale.
 — Co się to znaczy? zapytywano siebie. Mieliżby inną strona wejść do Paryża, lub też rozłożyć się obozem na polu bitwy?
 W różny sposób zaczęto tłumaczyć to sobie i dalej oczekiwano.
 Odgłos kroków maszerującego oddziału, dał się słyszeć w oddaleniu i zbliżał z każdą chwilą. Uderzeń w bębny, nie było słychać tym razem. Oddział, przeszedłszy bramę fortyfikacyjną, stanął w prostej linii na szerokiem chodniku ulicy.
 Dowodzący zakomenderował:
 — Stój! Front!
 Znajdowało się tu pięć bataljonów Gwardyi Narodowej, a mianowicie: 72, 123, 140, 239 i 57-my, a raczej to z nich pozostało, ponieważ straszliwie przerzedzonemi zostały te bataljony.
 Joanna, zbliżywszy się ku frontowi oddziału, spostrzegła Gilberta Rollin i Duplata. Drżenie przebiegło ją od stóp do głowy. Aby nie upaść uczepiła się ręki matki Weroniki.
 Bataljon ów, który stał przed nią, był to bataljon jej męża, a jego niedostrzegała pomiędzy gwardzistami! Przerażona, bezwiednie prawie zawołała:
 — Pawle!... to ja... Joanna! Odpowiedz, czy ty tu jesteś?
 Na te wyrazy, drgnął Duplat. Spostrzegłszy młodą kobietę, uśmiechnał się szyderczo.
 — Milczeć! wykrzyknął brutalnie. — Appel się rozpoczyna!
 Na wołanie Joanny, nikt nie odpowiedział.
 — Ha! skoro nie poznał mojego głosu, nie wyszedł ku mnie z szeregu, to zginął widocznie pomyślała biedna kobieta.
 — Nogi pod nią zadrzały. Gdyby Weronika podtrzymać ją nie pośpieszyła, byłaby padła w omdleniu.
 Blada, jak posąg, z wyciągniętą szyją w stronę oddziału