— Czyżbyś pan nie mógł jednakże, pan... jako dowódzca oddziału, w którym służył Pawel Rivat, który widziałeś, jak ten człowiek padł obok ciebie, walcząc tak mężnie, wstawić się za tą nieszczęśliwą wdową, wyjawić komu należy o jej smutnem położeniu, o naglących potrzebach ratowania zdrowia i ocalenia życia tak jej, jako i mającemu przyjść na świat dziecięciu?
— Nie jestem już kapitanem, nie należę do Gwardyi Narodowej rzekł Rollin.
— Co to znaczy, mój drogi? — zawołała żywo Henryka. To nieprzeszkadza, ażebyś napisał podanie popierające prośbę pani Rivat, z poświadczeniem o waleczności i bohaterskiej śmierci jej męża.
— Ach pan to uczynisz, wszak prawda? — zawołała sąsiadka Joanny, składając ręce błagalnie. — Będzie to piękny czyn, czyn prawdziwego miłosierdzia, Bóg za to panu wynagrodzi!
Były kapitan uśmiechnął się sceptycznie.
— Niech i tak będzie! — odrzekł — napiszę to podanie. Przyjdź pani jutro.
— Och! przyjdę na pewno! — wołała z radością kobiebieta — i naprzód dziękuję z całego serca za moja biedną sąsiadkę, tak zacną, a tyle nieszczęśliwą!
— Podaj mi pani adres tej wdowy, ponieważ będą chcieli może posłać kogoś do jej mieszkania dla sprawdzenia.
— Ulica Saint-Maur, Nr. 157.
Gilbert zapisał sobie ten adres.
— Dobrze odrzekł. Otóż wszystko co mi potrzeba. Proszę przyjść jutro.
— O której godzinie?
— Tak jak dziś, wieczorem.
— Do jutra zatem panie — mówiła staruszka z ukłonem. — Raz jeszcze stokrotnie dziękuję.
Tu zwróciła się ku drzwiom. Pani Rollin wyszła wraz z nią do sieni.
Zatrzymawszy się po nad wschodami, Henryka sięgnęła do kieszeni, a wydobywszy ztamtąd dziesięć franków wręczyła je Weronice.
— Przyjmij to pani dla wdowy Rivat — wyrzekła. —
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/148
This page has not been proofread.