Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/149

This page has not been proofread.

Jest to drobnostka, która jednak pozwoli jej zaczekać do rozstrzygnięcia decyzyi na podaną prośbę.
 Stara kobieta ucałowała rękę żony Gilberta, jąkając ze łzami:
 Niech pani Bóg wynagrodzi! Nie mam słów na wyrażenie wdzięczności, jaką serce moje uczuwa!
 I odeszła uszczęśliwiona z osiągnięcia celu, w jakim przyszła do byłego kapitana Rollin’a.
 Niewielka odległość dzieliła ulicę Servan od domu, w którym mieszkała wraz z Joanną. Przybyła więc tam w ciągu dziesięciu minut.
 Wchodząc w korytarz, spotkała jakiegoś gwardzistę w mundurze. Usunęła się na bok, ażoby mu dozwolić przejść. On zatrzymał się przed nią.
 — Ha! ha! co widzę? Mama Weronika?... zawołał chrypliwym głosem.
 Korytarz był ciemny. Weronika nie poznawszy mówiącego, zbliżyła się, chcąc lepiej rozeznać rysy jego twarzy.
 — Ach! to pan... panie Serwacy Duplat!... — wykrzyknęła, cofając się ze wstrętem.
 Był to w rzeczy samej ów sierżant.
 — Tak, ja! we własnej mojej osobie odrzekł.
 — Może pan powracasz od wdowy Rivat? — pytała.
 — Od wdowy Rivat? — powtórzył. — Ach! przypominam sobie!... Wdowa po owym osobniku, który kazał się błagosławić w kościele świętego Ambrożego, a pozostawił skórę w bitwie pod Montretout?
 — Tak; jaka szkoda, żeś ty nie pozostawił tam swojej odparła uszczypliwie staruszka.
 — Ha! to zależy od zapatrywań... zawołał wybuchając rubasznym śmiechem. W tym domu więc mieszka pani Rivat? A może ty, stara sowo, masz również tutaj swe gniazdo.
 — Mimo, że to nie będzie dla ciebie może przyjemne, odpowiem że „tak.“
 — Nieprzyjemnem ma być... dlaczego? Przeciwnie, jest to dla mnie bardzo przyjemnem, ponieważ i ja tu mieszkać będę.
 — Ty?... tu... tu... tu? — zawołała trzema odmiennemi dźwiękami głosu Weronika.