za lada chwilę ksiądz Raul nieukazał się we drzwiach przyległego pokoju.
Henryka, poznawszy głos Duplat’a, szepnęła nachylając się do wikarego:
— Milczenie!...
Znając dobrze tego łotra, wiedziała, że zdolnym był do najnikczemniejszych czynów.
— Mówże, o cóż chodzi? — wołał Gilbert niecierpliwie.
— Chodzi, mój stary, o przy pasanie szabli do boku — odrzekł kapitan kommunistów.
— O przypasanie szabli? — powtórzył mąż Henryki, wpatrując się w mówiącego.
— Nie inaczej i o dodanie do twego munduru i czapki jednego lub dwóch galonów więcej, co wzbudzi ogólną zazdrość.
Gilbert zrozumiał teraz cel odwiedzin dawnego swego podwładnego. Myśląc o niebezpieczeństwie jakie mogło wyniknąć z obecności w jego domu księdza d’Areynes, nie przyszło mu ani na chwilę do głowy inne zarówno groźne, jakie mu teraz Duplat wyjawił. Należało za jaką bądź cenę uniknąć z tych dwóch groźniejszego.
— Nie rozumiem cię — odrzekł, chcąc zyskać na czasie.
— Ha! ha! na seryo mnie nie rozumiesz? — pytał Duplat z szyderczym uśmiechem,
— Upewniam cię.
— Milcz! podły blagierze! — wykrzyknął Duplat a wyznaj raczej, że ta propozycya nie uśmiecha się tobie! wszak bądź co bądź podoba ci się ona, czy niepodoba, przyjąć ją musisz. Jeżeli dobrowolnie niezechcesz podjąć na nowo swej szabli i galonów, włożą ci w łapy bagnet przemocą i trzydzieści patroli dziennie będziesz odbywał jak twoi towarzysze. Nastąpi to za lada chwilę!
Po tak kategorycznem wyjaśnieniu, Gilbert udawać już nie mógł, że nierozumie o co chodzi.
— Chcesz więc, ażebym się zaciągnął do waszych szeregów i po to tu przyszedłeś? — odrzekł.
— Nie inaczej! z dodatkiem, że to nie jest prośba, lecz nakaz. Komendant 57 bataljonu poszedł na Wersal z oddziałem. Jeżeli go pochwycą, sprawa jasna co będzie.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/158
This page has not been proofread.