Porwany chwilowo wzbudzeniem krwi staroszlacheckiej, teraz, po ochłonięciu, stał się znów kapłanem.
Wplatałem się bezpotrzebnie w ową szaloną walkę — mówił sobie. Nie trzeba mi się było ukazywać temu łotrowi, który niewiedział o mojej obecności u Gilberta. Skompromitowałem jego i Henrykę, naraziłem własne życie, o które zresztą niewiele mi chodzi, gdy by nie myśl o moich ubogich, którzy w razie mojej śmierci, pozbawieni by zostali pomocy. Groziłem zabójstwem człowiekowi i uniesiony krewkością gotów byłem go zabić... ja... sługa Boży na ziemi!... Przebacz mi... przebacz!.. Stwórco miłosierny!..
Po kilku sekundach zadumy mówił dalej.
— Henryka dobrze radzi... Wyjadę do Wersalu nieodkładając, tej nocy. W Paryżu byłbym śledzonym, uwięzionym, jak arcybiskup Darboy, i ksiądz Deguerry. Zostałbym zabity nie spełniwszy obowiązków jakie sobie nakazałem? Nie!.. nie!.. żyć powinienem, ażeby dalej pełnić czyny miłosierdzia.
Przystanął, i obejrzał się w stronę ulicy Servan.
Noc była ciemna; przesunął się szybko pod murami domów, a doszedłszy ulicy Chemin-Vert, zatrzymał się powtórnie i spojrzał w około siebie.
Nikogo widać nie było; żaden hałas nie dochodził.
Nagle usłyszał gwar ludzkich głosów, i krok miarowy jakoby nadchodzącego oddziału, i jednocześnie przy świetle gazowej latarni ujrzał na kilkadziesiąt kroków przed sobą błyszczące bagnety i dwunastu żołnierzy Kommuny, prowadzonych przez dowódcę.
— Może to Duplat wiedzie swych towarzyszów do Gilberta Rollin? pomyślał z trwogą. I przebiegłszy szybko ulicę Saint-Maur, wszedł na pusty plac, znajdujący się w pobliżu, gdzie ukrył się poza szczątkami starego muru.
Oddział, przeszedłszy spokojnie, minął ulice Saint-Maur, zwracając w stronę Roquette.
Wikary odetchnął i zaczął iść dalej. W kilku minutach przybył do swego mieszkania przy ulicy Pepincourt.
Stara jego służąca oczekiwała nań z niepokojem.
— Postaraj się coprędzej Magdaleno, o jakie cywilne ubranie; — rzekł do niej. — Przynieś mi pantalony, surdut i kapelusz.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/166
This page has not been proofread.